2.10.2015

First: Runaway



Crystal POV'S

Rozpuszczam włosy,pozwalając im opadać na moje smukłe ramiona. Zaczynają mnie wkurzać. Będę musiała w końcu je ściąć. Są długie i lekko pokręcone. Beznadzieja. Nawet nie pamiętam kiedy ostatnio o nie porządnie zadbałam. Cóż, w tej branży w jakiej pracuje, włosy muszą być długie.Nieważne jakie, byleby miały dobrą długość. Ponoć wtedy kobieta jest bardziej seksowna. Bzdura.
Ubieram czarny biustonosz i czarne stringi. Poprawiam jeszcze swój makijaż,żeby był mocniejszy. Muszę wyglądać dobrze, żeby zwrócić na siebie uwagę. W końcu liczy się każdy grosz. 
Gotowa wchodzę na scenę. Jest ciemno, dopiero gdy jestem obok rury, zapalają się światła a z głośników płynie muzyka. Zaczynam się poruszać w rytmie dźwięków. Widownia to sami mężczyźni - rozwodnicy, single, seksoholicy, zamężni lub szukający rozrywki chłopaczki. Nie interesuje mnie to, szczerze powiedziawszy. Robota jak każda inna. 
Wspinam się po rurze, później z niej zjeżdżam i znów tańczę. Podchodzi jakieś facet i rzuca na scenę stu-dolarowy banknot. Uśmiecham się pod nosem. Inni są odważniejsi i pieniądze wpychają mi pod biustonosz lub majtki. Nie uważam,że robię z siebie dziwkę. To tylko praca. 
Show kończy się po piętnastu minutach. Udało mi się zarobić sześćset dolarów. Nie tak źle. Schodzę ze sceny i robię miejsce kolejnej dziewczynie. Jest ładniejsza ode mnie. Ma długie nogi, seksowne długie blond włosy. Nie są zniszczone tak jak moje. Na pewno uda jej się zarobić co najmniej tysiąc dolców. 
W garderobie jest Victoria. Siedzi przy lusterku, trzymając twarz w dłoniach. Podchodzę do niej.
-Lee, co jest? - pytam zmartwiona.
Dziewczyna podnosi się gwałtownie i wybucha:
-Kurwa, nie mogę tak dalej! Nie mogę! Rozumiesz?!
Nie pierwszy raz widzę tą dziewczynę w rozpaczy. Zawsze uważała,że robi z siebie zwykłą szmatę i gdyby tylko mogła, przestałaby. Ja tak nie myślę. Nie kocham tego, może nawet i nie lubię,ale dobrze zarabiam. Ważne,że mam co włożyć do garnka.
-Uspokój się. - mówię spokojnym tonem. 
Jej ciemno-rude włosy opadają na bladą i zmęczoną twarz. Jejku, w tej dziewczynie nie ma ani grama szczęścia.
-Crystal, uciekam. Uciekam stąd! Teraz! Nikt mnie nie powstrzyma. Mam dość. Chcę zacząć nowe życie. Mam oszczędności i...- ucina, widząc moją rozbawioną minę. - Mówię poważnie!
Nie wiem czy brać jej słowa na serio. Kiwam tylko głową,żeby dała mi spokój. Nie odważy się,żeby zostawić to wszystko. Za wygodnie jej. W innej pracy musiałaby harować cały dzień po kilka godzin, a tu przychodzi tylko nocami (i to nie zawsze) zatańczy z dwa razy po piętnaście minut i już ma ponad tysiąc dolarów!
Moje milczenie jeszcze bardziej ją denerwuję.
-Crystal, do cholery! Ucieknijmy stąd. Proszę cię.
-Jesteś zdenerwowana, nie myślisz racjonalnie. 
Przewraca oczami.
-Wiem co robię. Pieniądze mamy. Zatrzymamy się w Londynie. Pójdziemy do collegu. Zaczniemy wszystko od nowa.
Jej plan wydaję się bardzo interesujący,ale to nie jest takie łatwe,jak się wydaję.
-Jest 3 w nocy, Vic. Jesteśmy w klubie, ubrane jak prostytutki. Uspokój się na chwilę. 
Próbuję przywrócić ją na ziemię. Bezskutecznie. 
-Wiem, wiem. Ale pomyśl. Londyn. My jako studentki. Będziemy miały zawód na papierku. Pójdziemy do normalnej pracy, znajdziemy sobie facetów, ustatkujemy się... - przerywam jej.
-Wiesz ile kosztują studia z akademikiem w samym Londynie? Nie stać nas.
-Mam dużo oszczędności. Odkładałam. Zaufaj mi. - błaga.
Sama nie wiem co mam już zrobić.

Christian POV'S

-Kurwa, Scott. Nie tak się umawialiśmy - syczę.
Stoimy za budynkiem uniwersytetu. Jest gdzieś po 11 rano, pogoda jest chujowa, a ja marze tylko o tym, by znaleźć się w swoim apartamencie i spokojnie pójść spać. Czy to takie trudne?
-Sezon się skończył, trudno znaleźć teraz cokolwiek. Policja myszkuję po mieście i łapie dilerów. Nie znajdę ci teraz trawki, Allen.
Przewracam oczami i odchodzę od Harrego. Wkurwił mnie. Londyn to ogromne miasto, nie znajdzie dla mnie kilka gramów trawki? Bzdura. Będę musiał sam sobie poradzić. Jak zawsze.
Wchodzę do szkoły. Zaraz mam wykład z literatury. Nuda. Znowu będziemy rozważać problematykę Romea i Julii. Przereklamowane. Przerabiałem to w liceum. Nie potrzebuję znów tego robić na studiach.
W sali widzę już Margo. Kiedyś założyłem się z Harrym, kto pierwszy ją przeleci, ja czy on. Wygrał, cwelus jeden. To pewnie przez te jego tatuaże. Oszpecił sobie nimi całe ciało. W przeciwieństwie do niego, ja mam tylko jeden.
-Wow, Christian Allen pierwszy raz przychodzi na zajęcia trzeźwy. Trzeba uwiecznić tę chwilę! - żartuję, gdy zajmuję miejsce obok niej.
Posyłam jej szeroki uśmiech i kręcę głową.
-Dla mnie to żaden problem. Mogę zaraz pójść się schlać i tu wrócić.
Charms śmieje się i pyta:
-Gdzie zgubiłeś Harrego? Myślałam,że jesteście nierozłączni.
-Pewnie zaraz przyjdzie. - odpowiadam obojętnie.
Dziewczyna kiwa głową. Do sali wchodzi wykładowca. Wita się z nami po czym zaczyna czytać listę obecności. Harry przychodzi dwie minuty potem, spóźniony i siada obok mnie.
-Mam prochy. - mówi mi do ucha, na co się uśmiecham. - Zadzwoniłem do takiego jednego i szybko mi je podrzucił. - dodaję.
-Jednak można na tobie polegać. - stwierdzam.
-Allen, czy ja cię kiedyś zawiodłem? - pyta, a ja przewracam oczami.
Kończymy naszą rozmowę, więc postanawiam skupić się na zajęciach.
-Romeo widząc swą ukochaną, leżącą bezwładnie, postanowił pomścić ich miłość i wypił truciznę. Czy mógł postąpić inaczej? Jak myślicie? - pyta nas wykładowca.
Podnoszę rękę, bo wiem,że i tak nikt tego nie zrobi. Wyręczę ich.
-Tak, panie Allen?
Wstaję i mówię:
-Gdyby poczekał jeszcze chwilę, to Julia by się obudziła i przeżyliby oboje. Liczył się czas.
-Dobrze kombinujesz. Ale czy zamiast trucizny mógł zrobić coś innego?
-Nie. To była wielka miłość, nie mógłby żyć dalej bez swojej ukochanej. Śmierć była dla niego ostatnim rozwiązaniem.
Sam nie wierzę,że wdaję się w dyskusję na temat Romea i Julii z wykładowcą. Scott śmieje się cicho. Margo robi to samo.
-Świetnie Christian. Możesz usiąść.
Siadam i sam zaczynam się cicho śmiać.
Po wszystkich zajęciach, wychodzę na zewnątrz i kieruję się na parking. Jestem wyczerpany. Odnajduje swoje czarne BMW i je otwieram. Wsiadam i odjeżdżam. Jadę do swojego mieszkania, które mieści się niedaleko uczelni. Po drodze,włączam radio. Leci Take me to church, Hozier. Podgłaśniam i nucę pod nosem.
Gdy jestem już w swoim apartamencie, rzucam się na kanapę. Słyszę dźwięk przychodzącego sms'a. Sięgam do kieszeni i wyjmuje swojego czarnego i'phona.

,,Christian, razem z Isabellą chcemy zaprosić Cię na kolację dziś wieczorem. Mam nadzieje,że przyjedziesz. Bądź koło ósmej. Zależy nam, 
Twój Tato.''

Kurwa czy on zawsze musi się podpisywać ,,Twój Tato''? To takie wkurwiające. Człowiek,który zostawia twoją matkę dla młodszej,a potem ta popada w depresje i popełnia samobójstwo, nie jest twoim ojcem. 



*Jeśli przeczytałeś - skomentuj* 
Muszę wiedzieć ile was jest :)

co najmniej 2 komentarze - rozdział drugi. 

Obsługiwane przez usługę Blogger.
Szablonovo Orbitka