Dla anonimów. <3
Z perspektywy Crystal
Czekanie na jakiekolwiek informacje od lekarzy jest mega irytujące. Mama cały czas płacze w ramie mojego ojca a ja chodzę w kółko , obgryzając paznokcie aż do krwi. Do jasnej cholery, jestem wolontariuszką, dlaczego nikt mi nic nie mówi? W oddali widzę Dafne razem z lekarzem, widocznie zmierzającą w moją stronę. Napełniam płuca wystarczającą ilością powietrza. Muszę przygotować się na najgorsze.
-Witaj, Crystal - Dafne uśmiecha się delikatnie.
Mam ochotę przewrócić oczami ,ale się powstrzymuje. Moi rodzice wstają z krzeseł i podchodzą do nas.
-Panie doktorze, co mu jest? - mama ociera oczy chusteczką.
Może jesteśmy przewrażliwieni i tak naprawdę zemdlał tylko z przemęczenia? Sama nie wiem co mam o tym myśleć. Gdyby teraz zachorował...cały mój świat przewróciłby się do góry nogami.
-Może lepiej porozmawiamy u mnie w gabinecie? - pyta miękko.
Cholera jasna! Mama kiwa głową i razem z tatą idą za doktorem, do jego gabinetu. Zostaje sam na sam z Dafne.
-O co chodzi, Dafne? - mówię tak głośno, że niemal krzyczę.
To oznaka zdenerwowania.
Dafne milczy mierząc mnie wzrokiem.
-Dlaczego nikt mi nic nie mówi?! Jestem wolontariuszką, mogę zająć się własnym bratem! Co mu jest?
Ludzie patrzą się na mnie jak na wariatkę. No cóż , jestem niezrównoważoną wolontariuszką.
-Crystal, zachowuj się! - beszta mnie Dafne.
Jeszcze brakowało tego, żeby robiła mi kazania. Świetnie!
-No to do cholery, powiedz wreszcie, co mu jest!
-Dowiesz się od swoich rodziców.
Po tych słowach słyszę krzyki rozpaczy, dobiegające z gabinetu tego doktora. To mama. Oczy robią mi się szklane. Wymijam Dafne i biegiem dostaje się do środka gabinetu.
-Crystal, wyjdź - widok mojego ojca , całego w rozpaczy, jest bezcenny.
Nigdy go takiego nie widziałam. Tuli mamę bardzo mocno.
Doktor wstaje i podchodzi do mnie. Na jego identyfikatorze widnieje imię ,,Barry Downson''. Przynajmniej wiem jak się nazywa.
-Twój brat ma białaczkę, Crystal. Idź już i pozwól mi porozmawiać z twoimi rodzicami.
Wypycha mnie i zamyka drzwi centralnie przed moim nosem.
Mój sen stał się rzeczywisty. Powoli zaczynam się staczać. Obejmuje swoje kolana i szlocham na środku korytarza w szpitalu. Ktoś bierze mnie za ramie i ciągnie do góry tak, żebym wstała. Nawet nie próbuje protestować. To Dafne.
-Crystal, damy radę. Jesteś silna, wiesz jak pomóc swojemu bratu.
Zerkam na nią i ocieram nos rękawem swojej kurtki.
-Przynieś mi mój strój, Dafne. Muszę być blisko Teddiego. Pozwól mi się nim zająć.
Kobieta kręci głową.
-Skarbie, posłuchaj. Pozwolę ci odwiedzać brata wyłącznie jako Crystal - jego siostra, a nie wolontariuszka. Nie możesz wiedzieć jak przebiega jego choroba, to by cię złamało - mówi. - Kilka lat temu była tu dziewczyna, taka jak ty. Silna , niezależna z dobrym sercem. Kiedy jej młodsza siostra zachorowała na raka trzustki, zmieniła się momentalnie. Zajmowała się nią, wiedziała wszystko o jej chorobie. I , gdy dowiedziała się , że to już koniec, że zostało jej kilka dni, powiesiła się na strychu w swoim domu. To nie może się powtórzyć.
Przetrawiam każde słowo. Nie mogę zajmować się Teddym , jako wolontariuszka? Co za bzdura!
-Crystal, myślę, że na razie powinnaś dać sobie spokój z wolontariatem. Nie zabronię ci przecież ,zajmować się bratem jako jego siostra. Po prostu nie chce, żebyś mieszała się w sprawy jego leczenia.
-NIE! Ty nie chcesz kolejnej ofiary! Pieprzyć to wszystko! Pieprzyć szpital! - krzyczę na cały głos.
Odwracam się i biegne do wyjścia. Muszę się stąd wydostać. Nie przetrawię już niczego, co jeszcze mi powiedzą. Gdy jestem już na zewnątrz podnoszę głowę do góry i patrze na niebo z którego zaczyna padać deszcz. Zamykam oczy i pozwalam kroplom ,padać na mnie ile wlezie.
Czuję się dziwnie lepiej. Próbuje wbić sobie do główki , że wszystko będzie dobrze. On z tego wyjdzie. Musi. Zrobię wszystko, nawet jeśli nie mogę być wolontariuszką.
Otwieram oczy i zakładam kaptur na głowe. Ręce chowam do kieszeni i idę w stronę parku. Nawet nie mam telefonu, żeby do kogoś zadzwonić i powiedzieć jak mi źle. No tak, pozostała mi tylko Diana. Wszyscy się ode mnie odwrócili. Przyśpieszam kroku,tak jak deszcze zaczyna bardziej padać. Chyba pójdę kupić sobie piwo. Tak , to będzie dobry pomysł.
Widzę w oddali sklep spożywczy. Jednak mam jeszcze farta na tym świecie. Wchodzę i kupuje butelkę piwa. Otwieram i upijam duży łyk.
Po około dziesięciu minutach butelka jest pusta, a ja zmierzam w stronę domu Jamiego. Wtedy nad rzeką , wspomniał mi gdzie mieszka. Może przynajmniej on mnie wysłucha.
Ludzie mówią , że po alkoholu , człowiek staje się odważniejszy. Zaraz to sprawdzimy.
Pukam najpierw delikatnie ,ale później z większą śmiałością. Otwiera mi Jamie we własnej osobie. Uśmiecha się a ja wpadam w jego ramiona. Tak, bardzo potrzebowałam , żeby ktokolwiek mnie przytulił. Wpuszcza mnie do środka. Ma ogromny dom. Tyle przestrzeni. Wszystko jest takie eleganckie i nowoczesne. Musi mieć naprawdę dużo pieniędzy.
-Zaskoczyłaś mnie.
-To źle?
-Nie, w dobrym sensie.
-Gdzie twoi rodzice?
-Są w pracy. Chodź do mojego pokoju - podaje mi rękę , którą przyjmuje i ściskam bardzo mocno.
Przypominają mi się chwile nad rzeką. Wtedy czułam , że coś między nami jest. To chyba wróciło.
Jamie prowadzi mnie na górę do swojego pokoju. Nie jest taki jak myślałam. Spodziewałam się po nim samej czerni a tu tyle kolorów. Ma ogromne łóżko, duże biurko z laptopem, mały stoliczek, wielką szafę z ubraniami i półkę z książkami? Jamie Dornan, największy buntownik, jakiego znam, czyta? Tak po prostu, czyta? Wydaję mi się , że nie do końca znam tego człowieka. Na razie poznałam jego dwie twarze. Zobaczymy co będzie dalej.
Podchodzę do półki i spostrzegam swoją ulubioną książkę. Duma i uprzedzenie, Jane Austen. Biorę ją i przeglądam.
-Jamie, coraz bardziej mnie zaskakujesz - uśmiecham się.
Dornan podchodzi i wyciąga książkę z moich rąk.
-To nic takiego.
Chyba się zawstydził. Ale dlaczego? Przecież to nic złego.
-Wiesz jaka jestem szczęśliwa, że ty też lubisz tę książkę?
-Skąd pewność , że ją lubię?
-A nie lubisz?
Przeczesuje ręką swoje włosy.
-Po co przyszłaś? - mówi to takim tonem , że żałuję , że tu przyszłam.
-Chciałam pogadać,ale widzę , że nie chcesz - odpowiadam oschle.
Najpierw się ucieszył, że tu przyszłam a teraz zachowuje się jak dziecko.
-Chyba sobie pójdę - mówię i pochodzę do drzwi.
-Nie, Crystal, nie odchodź. Przepraszam.
Robi mi się gorąco. To pewnie przez to piwo, które wypiłam.
-Czego ty chcesz , Jamie? Zdecyduj się.
Dornan wzdycha i siada na łóżku. Puszczam klamkę od drzwi i siadam obok niego.
-Co się dzieje? - pytam.
-Po prostu, gdy jesteś blisko, mam ochotę rzucić się na ciebie i wbić się w twoje usta.
Czy on właśnie to powiedział? Mój puls momentalnie się przyśpieszył. To taka piękna chwila. Albo i nie...
-Jamie ja...
Przykłada palec do moich ust.
-Ciii, nic nie mów.
-Mój brat ma białaczkę, Jamie - mówię , żeby między nami do niczego nie doszło ,bo zapewne bym mu uległa, a nie jestem na to gotowa.
Dornan patrzy na mnie współczująco i ze zdziwieniem.
-Crystal, tak mi przykro. To dlatego tu przyszłaś? Żeby się komuś wyżalić?
Kiwam głową. Jamie po raz kolejny mnie przytula. Tym razem, bardziej czule.
-Damy rade - całuje mnie w czoło.
Odsuwam się.
-Pójdę już.
-Na pewno?
-Tak, pewnie rodzice są już w domu i próbują się do mnie dodzwonić.
-Masz telefon przy sobie?
-No właśnie, problem w tym , że mój telefon się rozwalił - po tych słowach przypominam sobie , dlaczego się rozwalił. Podobno Jamie szantażował Tiffany. Jak ja mogłam o tym zapomnieć!
Wstaje i podchodzę do drzwi.
-Wszystko dobrze? - pyta mnie, lekko zdziwiony.
-Szantażowałeś Tiffany?
Patrzy na mnie pustym wzrokiem.
-Odpowiedz! - krzyczę.
-Nie szantażowałem. To nie tak, Crystal.
-Muszę iść - otwieram drzwi i biegnę na dół.
Ten dzień zdecydowanie należy do najgorszych dni w moim życiu.
Z perspektywy Rosie
Jace przywiózł mnie do swojego mieszkania. Wyprowadził się , kilka miesięcy temu, bo nie mógł wytrzymać dłużej z rodzicami. Jeszcze wczoraj sądziłam , że jest egoistą,ale on mnie uratował. Będę mu wdzięczna do końca moich dni.
Wayland zrobił nam herbaty. Leże na kanapie, przykryta kocem a on siedzi obok mnie.
-Jace, jesteś wspaniały. Tak, bardzo ci dziękuję.
Mam ochotę go przytulić ,ale wiem , że nie spodobałoby mu się to.
-Masz farta, że tam byłem. Dlaczego po ciebie przyszedł?
-Wyrzucił mnie z domu i teraz chcę , żebym wróciła. Ale ja nie mogę...to tyran.
Mam ochotę się rozpłakać ,ale chcę być silna i nie robić z siebie idiotki, która płacze z każdego powodu.
-Już dobrze. Nie jestem dobry w pocieszaniu. W końcu jestem egoistą.
-Nie jesteś. Znaczy byłeś ,ale teraz...powiedz mi wreszcie, dlaczego zadajesz się z Jamiem?
Jace wstaje.
-Chcesz coś do jedzenia?
-Nie zmieniaj tematu.
Chłopak wzdycha i ponownie siada obok mnie.
-Jamie jest moim przyjacielem od zawsze. Nie jest łatwo z nim skończyć.
-Jakie ma plany wobec Crystal?
Jacem po raz pierwszy patrzy mi prosto w oczy.
-Z tego co wiem on naprawdę się w niej zakochał.
Prycham.
-To on potrafi kochać? A to nowość.
-Rosie , Jamie jest inny, niż na takiego wygląda.
-A ty?
-A ja jestem egoistą , już ci to mówiłem.
Milczę. Nie mam siły. Za dużo wydarzeń jak na jeden dzień.
-Chyba się prześpię.
-Jasne, nie ma sprawy - uśmiecha się i wstaje.
-Jeszcze raz dzięki - odwzajemniam uśmiech.
Jamie przykrywa mnie kocem.
-Możesz u mnie zostać , tyle ile będziesz chciała. Zaopiekuje się tobą - szepcze mi do ucha.
Przez moje ciało przechodzi miły dreszczyk.
-Śpij dobrze - rzuca i wychodzi z salonu.
A ja zapadam w głęboki sen....
Z perspektywy Diany
William nie mógł przyjechać na zajęcia do mnie do domu, więc ja postanowiłam , że go odwiedzę i dowiem się o nim czegoś więcej. Odkąd zapytałam go o te dzieci, stał się jeszcze dziwniejszy niż był, do tej pory. Muszę się dowiedzieć , skąd go znam.
Mój korepetytor mieszka w obskurnej kamienicy, zniszczonej jeszcze przez wojnę w XX wieku. Inaczej wyobrażałam sobie miejsce zamieszkania, mojego korepetytora.
Wchodzę do środka i schodami idę na pierwsze piętro. Pukam w drzwi numer 12. Otwiera mi William, bo kto by inny.
-Dzień dobry, znaczy cześć. Przyjechałam na korepetycje, jeśli nie masz nic przeciwko - uśmiecham się.
-Nie, wejdź - odwzajemnia uśmiech, ale widzę , że jest trochę zakłopotany.
Mieszkanie ma dosyć ładne. Dwa pokoje, małą kuchnia, łazienka i korytarz. Idziemy do większego pokoju, co zapewne jest salonem, przeznaczonym dla gości. Widzę , że nie ma żadnych zdjęć. Wzdycham. Myślałam , że coś znajdę. Kim on do cholery jest? Siadamy.
-Herbatę?
-Poproszę.
Gdy wychodzi do kuchni, wstaje i zaczynam bardziej przyglądać się temu pokoju. Może to nie jest za dobre,ale mam z nim jakąś szczególną więź. Czuje to. Może to jakaś moja rodzina, która znalazła mnie po latach? Sama nie wiem...
-Szukasz czegoś?
Głos Williama przywraca mnie na ziemie i odpycha wszystkie myśli.
-Nie, nie - teraz to ja czuję się zakłopotana.
Siadam na miejsce i zaczynamy zajęcia.
Z perspektywy Crystal
Płakanie w pokoju to chyba najlepsze wyjście z tej sytuacji. Nie dość , że mój brat jest ciężko chory to jeszcze, Jamie musiał mi dołożyć samym sobą. Najlepiej byłoby kupić sobie sznur, pójść na strych i się powiesić. Innego wyjścia już nie mam.
Rodziców jeszcze nie ma. Trochę się martwię ,ale pewnie nie potrzebnie. Na pewno są jeszcze w szpitalu.
Ocieram oczy i schodzę na dół, żeby poszukać jakiegoś alkoholu w barku. Najlepiej się nachlać do usranej śmierci. Otwieram barek i wyciągam pół litra wódki. Mam już odkręcać, gdy słyszę dzwonek do drzwi. Kogo tu niesie? Odkładam butelkę do barku i idę otworzyć. Przede mną stoją dwaj mężczyźni. Chyba mniej więcej w moim wieku.
-Mogę w czymś pomóc? - pytam i zdaje sobie sprawę , że mam rozmazany tusz do rzęs pod oczami.
Brawo, Crystal. Jesteś bardzo mądrą dziewczyną.
-Mówiłem , że nas nie pozna - mówi jeden do drugiego.
-Crystal, to my. Christian i Max. Najlepsi przyjaciele z gimnazjum. Nie mów , że nas nie pamiętasz.
No przecież!
-O Boże! - krzyczę podekscytowana i przytulam swoich przyjaciół.
Christian jest wysokim blondynem , ma śliczne zielone oczy i jest dobrze umięśniony. Ideał chłopaka. W gimnazjum, ubierał się na czarno,ale teraz widzę na nim sporo kolorów. To z nim pierwszy raz zapaliłam papierosa, zwierzałam mu się , wiedział o mnie zupełnie wszystko. Po gimnazjum, kontakt nam się urwał. Musiał wyjechać.
Za to Max jest duużym przeciwieństwem. Jest mniejszy, ma brązowe oczy i czarne włosy. Z nim nie trzymałam tak dobrze jak z Christianem ,ale również był moim najlepszym przyjacielem. Przy nim nie można było się nudzić. Też musiał wyjechać, więc straciłam ich obu na trzy lata.
Bardzo się zmienili, nie dziwie się , że ich nie poznałam.
Moi przyjaciele siadają na kanapie, a ja wyciągam tę wódkę z barku. Miałam ją wypić sama,ale widzę , że teraz muszę się podzielić. Biorę kieliszki z kuchni i nalewam nam alkoholu. Siadam obok Christiana.
-Nieźle mnie zaskoczyliście - krzywię się na smak wódki w ustach.
Christian kładzie mi rękę na udzie.
-Nie mów, że nie tęskniłaś za starymi kumplami? - uśmiecha się szeroko.
-Dobra, gadu, gadu, opowiadaj dlaczego płakałaś? - Max unosi brwi.
Zapełniam sobie kieliszek i pije do dna. Patrzą na mnie oczekując odpowiedzi,ale ja nie mogę. Nie chcę. Dopiero przyszli, nie będę o tym rozmawiać. Wstaje.
-Okej, mała - Christian też wstaje. - Pamiętasz, jak w pierwszej klasie gimnazjum, przysięgliśmy sobie, mówienie całkowitej prawdy?
Kiwam głową.
-No to już, wygadaj się.
Max pcha sobie palce do ust i udaje , że chcę zwymiotować.
Zaczynam chichotać co zamienia się w histeryczny śmiech.
-Teddy ma białaczkę.
Nie przestaje się śmiać. Boże, jakie to jest popieprzone.
-I mówią , że to ja jestem dziwny - stwierdza Max.
Ale ja nadal się histerycznie śmieje, nie zwracając na nich uwagi.
Christian wyciąga mnie z transu. Wpadam mu w ramiona. Nie jest taki jak Jamie,ale i tak mi dobrze.
-Kiedy zachorował? Jak to się stało? - Christian zasypuje mnie pytaniami.
Max wstaje.
-Przykro mi.
-Zamknij się! - krzyczy Christian.
Odrywam się od niego i patrze ze zdziwieniem.
-No..ten...jak to się stało?
Uśmiecham się słabo i biorę butelkę do ręki.
-Nie zrobisz tego - ostrzega mnie Christina.
-Stary, to nie gimnazjum.No dalej, Reeds, wypij, ulży ci.
Wlewam w siebie coraz więcej alkoholu. Po chwili jestem tak pijana, że nie wiem co robię. Max wiwatuje i klaska w dłonie a ja zaczynam tańczyć. Odpinam guziki swojej zielonej koszuli.
-Robi się gorąco - śmieje się Max.
Christian kręci głową.
-Koniec zabawy - rzuca i bierze mnie na ręce. - Max idź po Ibuprom i szklankę wody a ja zaniosę ją do pokoju.
-Kurde, chciałem zobaczyć ten pokaz.
Christina patrzy na niego rozzłoszczonym wzrokiem.
-To twoja przyjaciółka, zapomniałeś? Nie wkurwiaj mnie. Nie widzisz w jakim jest stanie? Idź po te cholerne tabletki!
Słysze jeszcze kilka przekleństw i zapadam w głęboki sen, który moim zdaniem - powinien trwać wiecznie.
Z perspektywy Margo
Ubieram swój czarny płaszcz i wychodzę z domu, żeby się przewietrzyć. Jest 21.02. Patrzę na wyświetlacz swojego iphon'a. Mam jedną wiadomość. Od Jamiego. Uśmiecham się i odblokowuję ekran.
,,Sorry za wtedy. Jestem popieprzonym typkiem, Margo.''
Jednak zależy mu na mnie. Czytam jeszcze raz i jeszcze raz. Za każdym razem uśmiecham się szerzej. Może coś z tego będzie. Już nie chodzi, nawet o tą popierdzieloną reputację. Jamie jest czymś więcej. Jeśli Crystal go nie chcę, no to muszę działać.
Idę przed siebie, nadal wpatrzona w swój telefon. Nagle wpadam na kogoś. To Ansel.
Czy to jakieś żarty? Zawsze wpadam akurat na niego! Może to jakiś znak? Nie, nie.
-Odwalisz się, czy nie? - warczę.
Elgort przybliża się do mnie i całuje delikatnie w usta. To miłe uczucie,ale odrywam się momentalnie.
Patrzymy sobie w oczy. Co on sobie wyobraża? Ja, nie mogę. Nie chcę.
-Nie jestem zwykłym kujonem, wiesz?
-No to kim jesteś?
-Jestem facetem, który cię szaleńczo kocha od pierwszej klasy liceum.
xxx
Postanowiłam, że nie warto kończy z blogiem, bo nikt go nie komentuje ani zapewne nie czyta. Lubię tą historię i mam zamiar nadal pisać <3
#CV.
Miejsce :D
OdpowiedzUsuńsuper kocham Twojego bloga ! JEst super ! :))
OdpowiedzUsuńJest fajnie, podoba mi się. Nie za bardzo łapię się w postaciach no ale to mniejsza o to.. Podoba mi się to, że z Crystal nie zrobiłaś takiej 'Allison z Teen Wolf' to jak Ci przyjaciele przyszli to było takie fajne i wgl. mega ♥ spodobało mi się również to, że Christian nie pozwolił, Crystal się rozebrać i wgl.. zachował się jak prawdziwy przyjaciel. :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie i pozdrawiam ;*
http://hopeisabitches.blogspot.com/
Fajnie piszesz ! Oby tak dalej :) Zapraszam do nas ; http://graozyciee.blogspot.com/2015/02/rozdzia-1.html / Pozdrawiamy Niki i Cat
OdpowiedzUsuń